Kazimierz Jaworski

Kazimierz Jaworski (1940-)

Urodził się w 1940 roku Końskiej (obecnie dzielnica miasta Trzyńca). W tej miejscowości spędził dzieciństwo i młodość, jej historia stała się później głównym obiektem zainteresowania jego pracy badawczej. Jest autorem licznych opowiadań i słuchowisk radiowych. Udzielał się też jako publicysta, felietonista i krytyk teatralny. Był członkiem wielu ugrupowań artystyczno-literackich, jak choćby Stowarzyszenia Literatów Polskich, Zaolziańskiego Towarzystwa Fotograficznego oraz Sekcji Historii Regionu przy ZG PZKO. Publikował głównie na łamach „Zwrotu“ oraz „Głosu Ludu“, był też redaktorem w „Hutniku Trzynieckim“. Oprócz literatury zajmuje się również fotografią i rysunkiem, własnoręcznie ilustrował swe reportaże zagraniczne. Zajmuje się też spisywaniem wspomnień z lat młodości. Jego ulubionym gatunkiem literackim są opowiadania. Tematycznie stanowią próbę analizy i opisania wnętrza człowieka na tle całkiem powszednich sytuacji życiowych.

 

Dzieła

Złomowisko“ (1981) – zbiór opowiadań
Granice“ (1990) – zbiór opowiadań

 

Fragmenty

Bękart

Ty bękarcie! Gówniarzu! Jo ci pokożym, ty mało bestio, ty… wszarzu, zabiję, zatłukę jak psa…

I nagle cisza, tylko sapanie tęgiej baby, która pozostawała coraz bardziej w tyle.

Kolczaste ogrodzenie było już niedaleko. Obejrzałem się. Pędziła za mną z podniesioną motyką, którą dopiero co okopywała buraki. Miała czerwoną twarz z wysiłku i wściekłości. Rozjuszona Erynia zemsty. Za nią biegła jeszcze bardziej zziajana moja babka, chudziutka i siwa kobiecina uzbrojona tylko w przerażenie i powtarzane w kółko zdanie: Jezusmaria, ona go zabije. Jezusmaria…

Biegłem na ukos do zbliżającej się przeszkody — wybawienia — gęsto umocowanych na drewnianych słupkach drutów kolczastych. Nogi uginały się pode mną ze strachu. Dopadłem ogrodzenia. Biegłem teraz nieco wolniej wzdłuż paśnika spółdzielczego, szukając w nim większej dziury.

Sąsiadka mieszkająca w tym samym domu, typowych czworakach, była coraz dalej. Babka podniosła większy lament.

Przystanąłem i jak najszybciej podczołgałem się na drugą stronę. Rozerwałem przy tym spodnie i podrapałem się boleśnie. Rzucona za mną motyka odbiła się od drutów i opadła miękko na ziemię.

Byłem uratowany. Zrobiłem jeszcze kilka kroków i usiadłem, ciężko dysząc. Wiedziałem, że moja prześladowczyni nie przejdzie, a motyką też nie dorzuci.

Zatrzymała się przed kolczastą przeszkodą, odsapnęła nieco i zaczęła dalej pomstować:

— Poczkej, ty podciepie jedyn, ty bękarcie, ty skurwysynie!

— Bój się Boga, ty czarownico, przed dzieckiem tak mówić! — dopędziła ją babka.

I rzeczywiście, Karol, mój kolega podwórzowy, z powodu którego powstała cała awantura, stał opodal trzymając się za ucho i przyglądał się nie bez satysfakcji, co z tego wszystkiego wyniknie.

Ty pająku, ty glisto śmierdząca — wymyślała mi dalej jego matka.

Po co tyle krzyku, pomyślałem, dlatego tylko, że Karola ugryzłem w ucho? Byłem najsłabszy w naszej paczce i zawsze, kiedy zabrakło mi sił do honorowej walki, uciekałem się do podstępu, atakowałem w niegodziwy, ale skuteczny sposób. A że tym razem naderwałem mu nieco ucho, aż krew pociekła… Po co się szarpał?

Oto cała przyczyna widowiska, któremu teraz obydwaj przyglądaliśmy się z wielkim zainteresowaniem.

Te nasze drobne sąsiedzkie kłótnie znaliśmy już na pamięć. Wówczas wygadywano na siebie wzajemnie różne nieprzyjemne, prawdziwe lub nieprawdziwe rzeczy. Tak było i teraz, jeszcze raz dowiedziałem się, że jestem bękarcim pomiotem, że moja matka nie lepsza… W takich momentach zawsze żałowałem, że nie mam ojca, który mógłby tej grubej babie stłuc mordę za to, że obraża moją ukochaną mamę, że krzyczy na moją dobrą babkę.

Pogróżki i wymyślania trwały nadal. W końcu zapomniano o mnie i Karolu. A nam też się znudziło i już pogodzeni, pozostawiwszy sprawy naszych honorów na barkach mojej babki i matki Karola, pobiegliśmy do pobliskiego lasu.

(Odnajdywanie siebie.
Almanach Grupy Literackiej ’63 (1963-2003), K. Kaszper, Czeski Cieszyn 2003).

 

 

< Henryk Jasiczek   Kazimierz Kaszper >