Gustaw Przeczek

Gustaw Przeczek (1913-1974)

Urodził się w 1913 roku w Orłowej w rodzinie górniczej. Uczył się w polskich szkołach wydziałowych w Orłowej oraz w Łazach, a następnie od 1933 roku w seminarium nauczycielskim w Ostrawie. Później podjął pracę jako nauczyciel w polskich szkołach w Bystrzycy oraz Łazach. W czasie II wojny światowej został aresztowany w wyniku niemieckiej nagonki na polską inteligencję, był przetrzymywany w niemieckich obozach koncentracyjnych, m.in. Dachau i Mauthausen. Pracował w kamieniołomie przy wydobyciu granitu. Po wojnie kierował polską szkołą w Orłowej, później związał się na długie lata z polską szkołą podstawową w Trzyńcu, noszącą obecnie jego imię. Udzielał się politycznie i społecznie. W latach 1954-1960 był członkiem Zgromadzenia Narodowego Czechosłowacji jako poseł z ramienia Partii Komunistycznej. Pracował w Komisji Kultury. Był aktywnym członkiem PZKO, współpracując z jego Sekcją Literacko-Artystyczną. Redagował polskie czasopisma dla dzieci i młodzieży “Jutrzenka” i “Ogniwo”. Napisał również kilka podręczników dla polskiego szkolnictwa w Czechosłowacji. Zmarł w 1974 roku.

Do dziś pozostaje najważniejszym reprezentantem literatury obozowej na Zaolziu. Jeszcze w obozie nawiązał współpracę z innymi poetami, pisząc i rozpowszechniając poezję wśród więźniów. Jak sam podkreślał, poezja okazała się jedyną deską ratunku w ponurej i wyniszczającej rzeczywistości niemieckiego łagru. Powojenna twórczość Przeczka koncentruje się na opisach życia w obozie koncentracyjnym. Po lutym 1948 roku zaufał hasłom komunistycznym, tworząc poezję w duchu realizmu socjalistycznego, przy czym nie uwolnił się od typowych schematów głoszonej idei (przesadny patos i konwencjonalne środki poetyckie). Jak dowodzi zbiór Drogi i ścieżki, Gustaw Przeczek okazał się bardziej oryginalny w poezji krajobrazowej i osobistej. W całokształcie swej pracy spełniał raczej służbę społeczną niż artystyczną, pozostając przede wszystkim wiernym piewcą ziemi śląskiej.

 

Dzieła

Serce na kolczastych drutach“ (1946) – zbiór wierszy
Kamienna Golgota“ (1947)- zbeletryzowany pamiętnik
Tędy szła śmierć“ (1969) – powieść (drukowana w odcinkach na łamach „Głosu Ludu”)
Odnajdywanie siebie“ (1976) – zbiór opowiadań

 

Fragmenty

Ostatni list

W tych listach zamknęło się całe jej życie, pełne jaskrawych świateł i cieni. Te światła napełniają całą jej izdebkę, każdy kącik, każdą odrobinkę przestrzeni. I w tym świetle jak wyspa czworokątna tkwi cień niby wrzód olbrzymi, ropień napełniający wstrętem.

Ten pokoik pełen jest krzyku, śmiechu, szeptów, które wywabiają na jej pooraną zmarszczkami twarz uśmiech pogodny i cichy. Osiemnaście lat samotności skazało ją na powiernictwo tych czterech ścian, wymalowanych staroświecko, jak sobie tego życzyła. To miało jej przypominać młodość.
Nad komodą tykał stary, wahadłowy zegar, towarzysz samotności, który zapełniał pustkę ciszy tego pokoju, ale zarazem przypominał jej bolesne istnienie. Po cóż ona jeszcze drepcze po tym świecie.. . Już dawno powinni ją odprowadzić na „kopieczek”.

Splotła zwiędłe palce w niemej zadumie i długo tak trwała jakby czekała na objawienie. A jej oczy miały dar widzenia wszystkiego, co dotknęło jej serca, co przepłynęło przez nie gorącą falą krwi.

Młodość potrafi okrasić życie uśmiechem. I ten uśmiech młodości staje się trwałym majątkiem przez całe życie. Dobrego miała męża. Ile się naśmiała z jego nastroszonych brwi, gdy w częstym zamyśleniu ściągał je nad dużymi oczyma. Wtedy nachylał się, a jego odstające uszy wydawały się jeszcze większe. Ale jaki on był dobry… niestety, nie dożył starości.

Zjadła go hawiyrnia. Pozostał tam, chudziok…

Ale nie potrafiła się smucić. Nie pozwolił jej smucić się jej najmilszy syneczek. Nie było drugiego takiego, tak mądrego, tak rozsądnego i tak dobrego, jak jej Józek. Stał się urzędnikiem na kopalni. Na tej samej, gdzie pozostał jego ojciec.

Radzi mieli wszyscy Józka… O tak, mieli… mieli… Był miły, usłużny, nikogo by nie skrzywdził…

Bolesny grymas osiadł na jej ustach, jakby się jej zbierało na płacz.

Ale jego skrzywdzili… skrzywdzili — potwory, potwory… — powtarzała stale — potwory, nie ludzie…

Potem powoluteńku poczłapała do komody, wysunęła dolną szufladę i wyjęła wiązkę listów. Położyła je na stół i długo na nie patrzyła. Następnie brała jeden po drugim i odkładała na brzeg stołu. Na samym spodzie pozostał ostatni, przewiązany różową wstążką, tą samą, którą otrzymał od ojców chrzestnych jej syn jedyny, którego tak kochać mogło tylko jej matczyne serce.
Ile razy miała już ten list w rękach — nikt zliczyć by nie potrafił. List był już cały pożółkły, od palców przybrudzony. Zwyczajny list, zwyczajna koperta, na nim adres: Schutzhäftling Józef Dębica, Konzentrationslager Auschwitz, blok 21… Tylko dwie pieczątki zakłócały zwyczajny porządek na kopercie.

W lewym rogu u dołu napis „zurück”, u góry „gestorben am 27. 12. 1934.”

Powolnym ruchem palców rozwiązała wstążkę i wyjęła kartkę złożoną na wpół.

Nałożyła na nos okulary, pochyliła się i zaczęła czytać własne słowa, skierowane ostatni raz do syna, które już do niego nie dotarły. Wyprzedził je wyrok, który skwapliwie wykonano. Słowa jednak stale żyją. Codziennie je powtarza.

I znowu żyje jej ukochany synek, Józek, jej radość jedyna.

Kochany Józku!

Już to tak dawno, kiedyś mnie opuścił. Codziennie czekam cierpliwie, że wrócisz. Ty musisz wrócić do swej matki, która bez ciebie żyć nie potrafi. Wiem na pewno, że wrócisz. Otworzą się drzwi, Ty wejdziesz uśmiechnięty i zawołasz: Mamo! A ja cię przytulę do piersi, bo nie będę mogła wypowiedzieć słowa. I nie trwóż się, kiedy będę płakać, bo to będą łzy radości i szczęścia

Podniosła oczy i wpatrywała się w drzwi. Już otwierają się, szeroko… W nich staje wysoki, smukły, uśmiechnięty Józeczek, synek kochany…

Wpatruje się weń wnikliwie, by nie utracić najmniejszego rysu twarzy, jego swobodnego ruchu ramion, uśmiechu, spojrzenia. Tak spojrzeć na matkę umiał tylko on, tylko jej syn.

I znowu pokoik pełen jest radości i szczęścia. Zegar wybija godzinę jedną, drugą, ciężarki opadają coraz niżej nad komodę, na której stoi świecznik, lusterko na podstawku i dwie fotografie — męża i syna. Ona trwa w niemej zadumie. Szczęśliwa, że przyszedł do niej jej syn, że nie zapomniał o niej.

Tylko uważaj na siebie, abyś się nie przeziębił. Często miewasz grypę.

Pamiętam tę ostatnią anginę ropną. Noś zawsze ten szalik, który ci przesłałam. Jest ciepły i jest ci w nim do twarzy.

Ale trzeba już kończyć. Następnym razem napiszę Ci znów coś nowego, co cię zainteresuje. Na pewno cię zainteresuje.

Całuje cię i oczekuje Twojego powrotu

Twoja Matka.

Jej rysy twarzy są skupione, jak zawsze, kiedy udzielała swemu synowi matczynych rad i wskazówek.

Twarz jej pojaśniała. Radosne myśli zbiegały się nad jej wysokim czołem.
Potem powoli przewiązała list różową wstążeczką, złożyła wszystkie równo i włożyła do szuflady na ich dawne miejsce.

(G. Przeczek, Odnajdywanie siebie, Ostrava, 1976)

 

 

< Karol Piegza   Wilhelm Przeczek >