Anna Filipek

Anna Filipek (1950-1997)

Urodziła się w 1950 roku. Prawie całe życie spędziła w okolicach Łomnej i Jabłonkowa, co przełożyło się na fascynację przyrodą beskidzką, widoczną również w jej twórczości. Uprawiała prozę i poezję w gwarze, jak i w języku literackim. Swe wiersze ogłaszała wyłącznie w pracach zbiorowych. Udzielała się też społecznie. Była aktywnym członkiem PZKO, współpracując jako aktor i reżyser z jego zespołami teatralnymi, wchodziła też w skład Sekcji Literacko-Artystycznej i Folklorystycznej przy Zarządzie Głównym PZKO. Była członkiem grupy literackiej “63”. W 1990 roku zaskoczyła wszystkich decyzją wstąpienia do zakonu karmelitanek, co jednak od dłuższego czasu zapowiadała jej twórczość literacka, zawsze nastawiona na potrzebę wyciszenia i poszukiwania nowych dróg w życiu. Poezja religijna poetki świadczy o jej niezwykłej wrażliwości na kwestie związane z przeznaczeniem człowieka i jego niepewnym losem. Zmarła w 1997 roku.

 

Dzieła

„Korzenie“ (1981) – tomik poetycki wydany wspólnie z Ewą Milerską i Anielą Kupiec

 

Fragmenty

Potóczek

Wiater wónio wiosną, ruszo gałęziami,
śniyg nabrniały wodą mlasko pod nogami.
Niebo zaboczóne, gwiozdy sie schowały,
smreki z potóczkym tak se rozprowiały:

Korzynie nóm wrosły głęboko do ziymi,
choć świat tak ciekawy, z miejsca sie nie gnymy.
Wieki tu stoimy, wszecki dni jednaki,
i szare, i nudne żiwobyci taki.

Szczęśliwy potoczek, jak dziecko szkowróźny,
choć upał w połednie abo wieczór mroźny,
zawsze bezstarośnie po kamyniach skacze
i zawsze wiesioły, i nigdy nie płacze.

My tu stoć musimy całe dłógi lata,
a ón se figluje i użiwo świata.
Ón uwidzi morze, ptoszki wykłodają,
a nóm tu dokoła gronie zasłaniają.

Jak jo wóm zazdrościm, smyreki kochane,
żeście korzyniami z tą ziymią związane,
że każdy zostowo tam, kaj sie urodził,
bo nigdy nie teschni tyn, gdo nie odchodził.

Tu mie ludzie znają, mianym mie wołają,
rącz wpłynę do rzyki, już zapominają.
Bo kajż by ty dumne rzyki pamiętały
tak skromne potoczki, co ich nasycały.

Nieroz żol okrutny wiesiołość przikrywo,
im gdosi smutniejszi, to tym piękni śpiywo.
Co sie kiedy skręcim, przez kamyczek skoczim,
wdycki moją głowę ku gróniom obrócim.


Skowronek

Maleńki punkcik na błękicie nieba,
a jednak stale swą pieśnią zachwyca.
Tak śpiewać możesz tylko z takiej piersi,
którą wciąż serce miłością nasyca.

Dlaczego wracasz do nas z obcej ziemi
wierny jak wiosna, a stale ubogi?
Nie masz tu chaty ani własnej roli,
więc co cię zmusza wracać w nasze progi?

Tam przecież woda czystsza jest w potoku,
cieplejsze słońce i obfitsze żniwa.
Więcej owoców drzewo wyda w roku,
ziemia bogatsza, może i szczęśliwa?

Ty jednak wracasz stęskniony za swymi,
byś nam o wiośnie swe piosenki zanucił,
byś gniazdo uwił w swej rodzinnej ziemi.
Ty jednak wracasz. Kto z nas by powrócił?

(E. Milerska, A. Kupiec, A. Filipek, Korzenie, Ostrava 1981)

 

< Adolf Fierla    Janusz Gaudyn >