Karol Piegza (1899-1988)
Urodził się w 1899 roku w Łazach w rodzinie górniczej. Ukończył polskie gimnazjum w Orłowej. Później, aby uniknąć poboru do wojska, rozpoczął pracę w kopalni. W 1917 roku zaciągnięty do wojska austriackiego, został wysłany na front włoski. W 1918 roku, ranny. powrócił na Zaolzie. Po wojnie ukończył seminarium nauczycielskie. W okresie międzywojennym pracował jako nauczyciel w polskich szkołach podstawowych, m.in. w Orłowej, Stonawie i Łazach, zostając później dyrektorem ostatniej z nich. W czasie II wojny światowej był więziony przez hitlerowców w nazistowskich obozach koncentracyjnych Dachau oraz Mauthausen. Po zwolnieniu pracował jako urzędnik dworcowy. Po wojnie powrócił do szkolnictwa, zostając dyrektorem polskiej szkoły podstawowej w Jabłonkowie, gdzie pracował aż do emerytury. Udzielał się społecznie. Był jednym z założycieli PZKO, współpracował z jego Sekcjami Literacko-Artystyczną oraz Folklorystyczną. Redagował czasopismo „Zwrot“, współpracował z licznymi ośrodkami muzealnymi w regionie, współorganizował festiwal folklorystyczny „Gorolski Święto“, będąc prawdopodobnie pomysłodawcą jego nazwy. Był cenionym pedagogiem, a także etnografem i malarzem. Zmarł w 1988 roku. Po jego śmierci w Jabłonkowie otworzono muzeum poświęcone jego życiu i twórczości oraz odsłonięto tablicę pamiątkową na budynku miejscowego Domu PZKO.
Dzieła
„Sękaci ludzie“ (1963) – zbiór opowiadań
„Echa spod hałdy“ (1975) – tomik poetycki
„Opowiadania beskidzkie” (1971) – zbiór opowiadań
„Tam pod Kozubową“ (1975 ) – zbiór opowiadań
Prace etnograficzne
Cieszyńskie skrzynie malowane (1983)
Ceramika cieszyńska (1971)
Fragmenty
Co gazda a co pachołek słyszeli na kozaniu
To downi sie inaczy szporowoło jako dzisio! Kaj też tam dzisio — co chwila nowe bóty, nowy ancug, nowo krawatka! Gdo też to tam downi chodził w takim chumącie na karku. Na dyć by sie udusił!
Jak jo jeszcze był chłapczyskym, to nas było siedmioro w chałupie, a mielimy jyny jedny bóty, a wszyscy my w nich chodzili, a nikiedy se ich aji mamulka pojczali. W zimie toch jyny roz w tydniu chodzywoł do szkoły, bo tak na mie tryfiało. Każdy dziyń w botach chodził gdo inszy. Ludzie se botów wożyli, bo nie było za co kupić!
Tóż był wóm też jedyn gazda pod Girową a mioł pachołka przi koniach, a zdać sie mi, że mu było Paweł na miano. Cóż, kiedy w całej chałupie mieli też jyny jedną pore bótów. Tyn gazda sie domówił z tym swoim pachołkym, że bedą na zmianę co drugą niedziele chodzić do kościoła do Jabłónkowa, a że dycki tyn, co był w kościele, opowiy dóma, co było na kozaniu! I tóż dobre! Piyrszo niedziela trefiła na gazdę. Tyn rano prziniós bóty z kumory, obuł sie i szeł. A jak prziszeł w po-łednie do dómu, tak sie go pachołek pyto:
— Gazdoszku, na wykłodejcie, co tam było na kozaniu!
— Ale nic takigo — prawi gazda — jutro post, pojutru post, a cały tydziyń post!Pachołek wiedzioł, że gazda je sknyra, tóż jyny głową pokręcił, za uchym sie poszkroboł a myśloł se swoji.
Teraz jyny czakoł, aż przidzie ta drugo niedziela. Cały tydziyń go gaździno jyny fułą kormiła, a gazda se po boczku szpyreczke pojodoł. Ale Paweł jakoby nic. Fułe jod, a cosik w głowie kómbinowoł.
Jak prziszła ta drugo niedziela, pieknie sie umył, bóty wiksą opucowoł i szeł paradny do kościoła. Jakosik kole połednia sie wrócił do dómu, a przi obiedzie sie go gazda pytoł:
— Tak, Paweł, tóż opowiadej, co tam było na kozaniu?
— Na nic takigo, gazdoszku — prawi Paweł — jutro święto, pojutru święto, cały tydziyń mają być święta!
Jako Cygón zjod farorzowi gęś
Prziszeł roz jedyn Cygón po pytaniu na fare i trefił prawie na wieczerze. Na stole stoła misa, a na ni leżała upieczono gęś. Cygónowi sie zaczły śliny po brodzie loć i tóż zaczón tego farorza pytać:
— Panie farorziczku, bedą tak dobrzi a dają mi kąsek tej gęsiny, bo sie mi zachce. Już dwa dni żech nic nie jod. Szak im to Pónbóczek stokrotnie wynagrodzi!
Farorzowi było tej gęsi żol i tóż sie zaczón wykręcać jako móg. Ale Cygón sie nie doł tak lechko odbyć. Zaczón farorza po ramiyniu szkrobać, na kolana klękać i strasznie pytać. Farorz widzioł, że sie Cygóna nie pozbedzie, tak zaczón z inszej beczki:
— Tak dobrze, Cygónie — prawi — zostaniesz u mie na noc, przespisz sie w stodole na sianie, a rano mi powiysz, co sie ci śniło. Jesi bedziesz mioł piekniejszy sen jako jo, tak dostaniesz tą gęś całą. Ale jak ni, to nie dostaniesz nic, a jeszcze mi bedziesz musioł drzewa narąbać na zime.
Cygónowi sie to bardzo nie widziało, ale co mioł robić, jak ta gęś tak pieknie woniała! Tóż przistoł i szeł do tej stodoły spać. Ale w nocy mu to jednako nie dało, wyszeł po cichu z tej stodoły, oknym wloz do farski kuchynie a tą gęś calutką zjod. Potym zaś szeł leżeć do stodoły a społ do rana.
Na drugi dziyń, ledwo Cygón z tej stodoły wyloz, już na niego farorz z okna woło:
— Tak, Cygónie, opowiadej, co ci sie pieknego śniło!
— Na kaj bych też móg, farorziczku, piyrszy opowiadać, jak óni są duchowno osoba. Zaczynają óni!Farorz sie nie doł dwa razy pytać. Pociągnął pore razy z taki dłógi fajfki i zaczón opowiadać:
— Tak sie mi, Cygónie, śniło, żech umrził, a że już mie święci aniołowie wiyźli na złotym wozie do nieba. A w tym niebie było strasznie pieknie — same kwiotka, samo muzyka i sóm śpiyw. Potym mie ci święci aniołowie posadzili na takim złotym tronie i nie chcieli puścić na ziym …
— Nale farorziczku — przerwoł farorzowi tyn Cygón — dyć mie sie to same śniło, co aji ónym. Też żech ich widzioł na tym złotym wozie do nieba jechać i na tym złotym tronie siedzieć. A jak żech słyszoł, że ich nie chcą na ziym puścić, tak żech tą gęś całą zjod, aby sie nie zepsuła…
Jak to Cygón dopowiedzioł, tak już więcej nie czakoł, jyny uciekoł od fary, aż mu pięty odskakowały.
(K. Piegza, Sękaci ludzie, Ostrava 1979)
Karol Piegza, Sakramyncki dziecka
Interpretacja Bogdan Kokotek
< Gabriel Palowski Gustaw Przeczek >