Adam Wawrosz

Adam Wawrosz (1913-1971)

Urodził się w Końskiej, niegdyś samodzielnej wsi, obecnie części miasta Trzyńca. Dzieciństwo spędził u dziadków w Tyrze. Zmuszony przez władze czechosłowackie do kształcenia się w szkole czeskiej. Po ukończeniu szkoły uczył się krawiectwa. Ukończył też kurs reżyserski i lalkarski, po czym związał się twórczo z teatrzykiem lalkowym „Iskra“. Był autorem satyry szydzącej z osoby Adolfa Hitlera. Po wybuchu II wojny światowej zaciągnął się jako ochotnik do wojska i brał udział w bitwie pod Kockiem, ostatnim większym starciu kampanii wrześniowej, po czym trafił do niewoli. W wyniku ujawnienia jego autorstwa wspomnianej satyry został zesłany do obozu koncentracyjnego. Po zakończeniu wojny pracował jako robotnik w Hucie Trzynieckiej. Aktywnie działał społecznie w licznych organizacjach polskich na Zaolziu. Był dyrektorem artystycznym teatru lalkowego „Bajka“. Prowadził też polską rubrykę czasopisma „Hutnik Trzyniecki“. Wawrosz tworzył zarówno w gwarze, jak i w języku literackim. Jest autorem wielu wierszy i opowiadań traktujących o codziennym życiu zwykłych ludzi z regionu Śląska Cieszyńskiego, a także o jego kulturze i tradycjach. Jest również autorem wspomnień z obozu koncentracyjnego.

 

Dzieła

Niezapominajki“ (1954) – tomik poetycki
Na śćmiywku“ (1959) – zbiór opowiadań
Z naszej nolepy“ (1969) – opowiadania
Z Adamowej dzichty“ (1977, 1994) – pośmiertny zbiór poetycko-prozatorski

 

Fragmenty

Śmierć capa

W calutki chałupie gulaszym tu wónio,
Niejedyn se myśli, że zabili konia.
Nikierzi szeptają, że gulasz z prosioka,
Jónek zaś tupluje, że to ze sarnioka.

Ale jo wóm zdradzę, niech wóm idzie ślina,
Że to od Kocura je staro capina.
Jako sie to stało, że ją jeść bedymy,
Zaroz wóm też wszystkim pieknie opowiymy.

Szeł Chwistek do lasa cosi upolować,
Wyszeł już na śćmiywku sarnioki wachować.
Na łące Kocura cosi sie czerniało,
Że to isto sarniok, cosi mu szeptało.

Nie czakoł, aż księżyc wyndzie spoza chmury,
Wylecioł z gęstwiny z flinciskym do góry
I w to szare miejsce swą Iufe wycelił,
Potym zawrził oczy, ścis kohótek — strzelił.

Blyskło sie, zagrzmiało, aż ziymia zadrżała,
Na odgłos wystrzału sie wioska zleciała.
Prziszła też Kocurka, tako biydno babka,
Ze straszliwym wrzaskym: „Zabiłeś mi capka”.

Była awantura, były łzy gorące,
Że to cap na jesiyń warty je tysiące.
Nie pumógły prośby, ni na wzrok wymówki,
Musioł Chwistek płacić jako za rużówki.

Że z niego je miglanc, to już wszyscy wiycie,
Bo tu pocis mięso, kiere jeść bejecie.
Smacznego wóm życzę, szkamrać mocie marne,
Niech se każdy myśli, że to wcino sarnę.


Przi kołowrotku

Kiedy piyrsze śniegi prziwłóczyly chmury
To stareczka zniyśli kołowrotek z góry.
Zaroz też w izbeczce milej sie zrobiło,
Kiej stare wrzeciono kręcić sie zaczęło,
A z nim zaszkwiyrczało kołowrotka koło;
Wtedy to już zima zaczła sie wiesioło.
Stareczka zaś przi nim ruńtym siodowali
I ludziom na ciepłe kopytka zwyrtali.

A kiedy w kuminie wył wiater zacięty
I śniegym na polu sypało zomięty,
Wtedy na nolepie ciepłej siodowali
I o starych czasach wnukom wykłodali.

Kiedy już o wiośnie wiater szumioł w borze,
Ucich kołowrotek i stanął w kumorze.
A stareczka na to: „Niech jyny spoczywo,
Dyć na prziszłą zime zaś zazwyrce żywo”.

I tak przeszła wiosna, lato aji jesiyń,
Zaś zima zoglądo do stareczki przez siyń.
Ale tam cichutko i smutno jakosi…
Żodyn kołowrotka z kumory nie wnosi
Ani też stareczka nie opowiadają.
Bo już hen od lata w ziymeczce drzymają.

Wawrosz, Z Adamowej dzichty, Czeski Cieszyn, 1994)

 

Sylwestrowo historyja

Paskudny pech prześladowoł mie od samego rana. Już przi wylazowaniu z łóżka tyrknąłech lewą nogą do nocnego zbiorniczka, z kierego cyrpło na świyżo wyglancowane parkety. Moja Barbara tak sie rozpajedziła, że piyrszy roz w życiu podniosła na mie swoją zgrabniutką piąstkę i wycisła mi pod lewym okym pieczęć małżyńską.

Nó moja wina — prawię se w duchu i nie rewanżowołech sie ji za to.

Gupio mi ale było prowie w dziyń starego roku iść do roboty z podbitym okym. Ale cóż było robić?…

Po chodniku spotkołech moją piyrszą miłość — Klotylde. Wyszczyrziła na mie swoji koński zęby i prawi:

To ci dobrze, stary grzibie. Gdybyś se mie wzión, to byś ni mioł sińców pod oczami, ale kansi indzi.

W robocie powiedziołech kamratom, żech spod ze schodów na głowę. Uwierzili mi i było wszystko w porządku, aż na tyn wieczór. Kaj tu iść na Sylwestra z takim oczyskym?

Po powrocie z roboty Barbara prziwitała mie już uhalkano i uśmiychnióno. Powiedziała, że mo dlo mie niespodziankę na wieczór. Zamiast do Robotniczego na hołdamasz bedymy dóma siedzieć i że o program mo już postarane. Pokozała mi butelke ze 4 gwiozdkami, w trąbie królika, a w kredynsie jak strużok dorte ze śmietónką i czekuladą z napisym „Szczęśliwego Nowego Roku”. Zdradziła mi jeszcze, że ku telewizyi zaprosiła gości.

Barbare pogłoskołech miłosiernym okym i byłech rod, że to tak mądrze obmyśliła.

Już od wieczora zaczyni sie schodzić goście. Pocieszające było to, że każdymu tyrczoł z kapsy karczek od butelki. Kapkę mie mierziało, że wszyscy przismyczyli ze sobą kyrdel dziecek. Nó ale myślę se:

Niech sie uczą od starszych życio, aspóń beje w chałupie wiesioło.
I naprowde było.

Po zmłócyniu królika i cielęcia z kapustą, po wypróźniyniu moji litrówki, tej ze sztyryma gwiozdkami, hnetka termómeter uczuć i humoru podniós sie do góry.

Kiedy sąsiod Mietełka wysmyczył słodki likier i zaczón loć do nas, wtedy sie zaczón Sylwester na całego. Jego baba, Elżbietka, zaczyna głośno mlaskać i podować od zachcynio swoim małym latoroślom. Dziecka jako dziecka, zaczyny sie oblizować a ta malutko Ewunia zaczyna ślęczeć:

Mamo, ecie!

A mama była szczodro. Bo kieróż to matka nie życzy swojimu dziecku. Dzieci dostowały rumiyńców i roztoczyły swoji widowisko.

Synek od Kopidoła, dwanościletni gibczok, zaczón pokazować, jak sie tańczy kalipso. Zaś Januszek i Marteczka od Mietełki bawili sie na tate i mame. Pukalimy wszyscy od śmiychu. Januszek wlóz pod telewizor i udowoł wylękanego, zaś przed nim Marteczka wygrożała piąstką i krziczała ciyniutkim głosym:

Cóżeś zrobił z wypłatą. Mów, bo cie zatłókym, ty stary smoku.

Nie bij, babeczko, jo już pić nie bedę — stękoł Januszek pod stolikym.

Wśród śmiychu i uciechi Marteczka popadła synka za nogę, aby go wypłacić. Synek sie szamotoł, że przewrócił stół i z telewizorym.

Brzinkło, zakurziło sie i zrobiła sie cisza. Jedynie z olmaryje rozlygoł sie śpiyw małego Józefka Zosmożkowego, kiery jakoby nic strzigoł nożycami już drugi rękow mojigo ślubnego kabota.

Moja dorta! — wrzaskła Barbara i jak pantera skoczyła do kuchynie.

Było już nieskoro. Na delinach siedzioł Izydorek od Gniłkule i marasił rękami w dorcie, kiere wyciyroł do nowo po „pikasowsku” wymalowanych ścian.

Barbara pognała sie ku dziecku, by ratować, co sie jeszcze do, kiedy nieszczęśliwie ukielzła na śmietónce i wpadła zadkym na poharataną dorte. Dziecko wylękane zaczyno sie drzić wniebogłosy. Barbara, kiero miała na sobie piyrszy roz obleczone nowe szaty z krepsilónu, mój prezynt podchoinkowy, zaszlochała żałośnie.

Nie wiym, kiedy sie wszyscy wytracili, bo kiedych sie spamiętoł, bylimy sami w splądrowanych izbach. Barbaba chyłkała nad strzaskanym telewizorym. Kiedy ale pizła północ i zaczli suć z moździyrzi i ciepać rachetlami po niebie, pocałowołech Barbare i zaniós do łóżka. Po dłógich kumedyjach udało mi się ją uspokoić i uspać.

Tej nocy nie społech do rana. Straszyły mie dzieci z tym swoim programym, kiery my, starzi, sami wyreżyserowali. Straszyły mie ty piekne szaty Barbary z odbitym na zadku śmietónkowym napisym „Szczęśliwego Nowego Roku”.

(A. Wawrosz, Z Adamowej dzichty, Czeski Cieszyn, 1994)

 

Adam Wawrosz, Pijok
Interpretacja Karol Suszka

 

 

< Bogdan Trojak